Ciepły łagodny wiatr przewitał nas u
trapu samolotu. 20 kwietnia przenieśliśmy się do świata pełnego
słońca i beztroski. Już wcześniej zarezerwowany przez Michała
samochód czekał obok na parkingu. Tak się zaczęła nasza mała
włoska wspinaczkowa przygoda. Buongiorno,
Sicilia!!!
El Bahira - to raj dla leniwych
wspinaczy. Piękny i długi skalny masyw częściowo przechodzi przez
kamping, więc „na stronę” można było biegać do domku.
Kilometry dróg. Od obitych 2c (dla początkujących z „dołem”)
do 8b (jest jeszcze para trudniejszych projektów). Od 8 metrów do
30. Są też 400 metrowe wielowyciągówki i to wszystko z widokiem na morze
śródziemne. Oprócz tego są na terenie basen i wiele przytulnych
zakamarków. Można znaleźć na przykład cudowny tarasik dla
zmęczonych wspinaczy z leżakami i poduszkami, wszędzie są
specjalne miejsca dla grilla, mały ogrodzik z ziołami przy
ogólnodostępnej kuchni, punkt z binoklem, staw z żółwiem, deptak
z cudownymi roślinami, urocze ławeczki z europalet i nawet
oświetlony kawałek skały, dla chętnych powspinać się wieczorem.
Dojechaliśmy do kempingu około
17stej, ale zdążyliśmy się przejść pod skałę i nabrać ochoty
do wspinania następnego dnia.
Mój poranek zaczął się od jogi i
przywitania słońca w magicznej scenerii z widokiem na morze.
Później naładowana energią próbowałam przyspieszyć wyjście w
skały.
W pierwszą drogę nie trafiłam.
Wybrałam polecana przez przewodnik 6c, ale na rozgrzewkę była zbyt
siłowa. 7A obok niej okazała się łatwiejsza i z bardzo ciekawym
boulderkiem na końcu. Drogi obite dosyć często,prawda na
niektórych drogach są to podejrzanie cieńkie druciki.
Później poszliśmy na 7b+, która w
drugiej próbie puściła. Roberta tej drodze czekała niespodzianka
w postaci przestraszonego nietoperza, który wyślizgnął się z
małej dziurki na faker. Nikt przy tym nie ucierpiał, ale Robert
dziwnie zaczął chować się od słońca i wisieć do góry nogami.
Bliżej obiadu słońce zawładnęło
całym sektorem, więc chętnie poszliśmy na przerwę i na leżaczki
przy basenie. Do około godziny siedemnastej łapaliśmy opaleniznę,
a część naszej grupy polowała na widoczki z aparatem
fotograficznym. Akurat tego tam nie brakuje. Popołudniowy wspin
trwał mniej więcej 3 godziny, a później wiadomo kolacja i
wieczorne rozmowy. Od nadmiaru emocji mnie wyłączało już o
godzinie 22iej, więc dużo mądrych spostrzeżeń mnie ominęło,
ale przynajmniej się wyspałam.
Tak spędziliśmy prawie wszystkie dni,
z małymi poprawkami i powiem wam, że nie zdążyłam się znudzić
takim harmonogramem.
Udało mi się rozpatentować fajną
8a+/b dreamworld, ale nie zdąrzyłam się zregenerować, żeby
pocisnąć bez bloków. Zostanie do następnego razu. Tak samo jak i
przepiękna 7c+ red alert, w którą wstawiliśmy się ostatniego
dnia ( już po dwóch dniach wspinu).
W nasz jedyny dzień restowy wybraliśmy
się do Palermo. Trochę pomarudziłam, bo chciałam pomalować w
plenerze, ale w końcu poddałam się decyzji większości i
pojechaliśmy do stolicy Sycylii.
Jazda po Palermo samochodem, to
olbrzymie źródło adrenaliny i emocji. Tym bardziej wynajętym
nieubezpieczonym autem. Zamiast kierunkowskazów włosi używają
klaksonów, motocykli i skutery wciskają się wszędzie i bez
uprzedzenia zmieniają decyzje, objeżdżając auta na wszelkie
sposoby. 95% samochodów posiadają oznaki stłuczek. Krystian z
Michałem wykazali się niezłą cierpliwością i profesjonalizmem
na tej wycieczce.
Miasto jest ciekawe. Dużo jest
zabytków, ze względu na bogatą historię style architektoniczne są
pomieszane. Od antycznych do arabskich. Przeszliśmy się przez
centrum do portu, pooglądaliśmy jakieś średniowieczne ruiny i
ruszyliśmy z powrotem. Oczywiście trochę zabłądziliśmy, ale to
najlepszy sposób poznać miasto. Trafiliśmy na ulice zakładów
rowerowych, która płynnie zamieniła się w meblową i wyszliśmy
na targ. Nakupiliśmy miejscowych delikatesów i w końcu znaleźliśmy
nasz cały i nie porysowany samochód.
Jeszcze kilka słów o przyrodzie Sycylii. Mimo
gorącego klimatu i ogromnej ilości kujących roślin, jest tutaj
dużo przepięknych krzaków i kwiatów. Spełniło się moje
dziecinne marzenie zobaczyć drzewo Banian. Na morzem między skał
roiło się od małych krabików, no i oczywiście wszędzie jest
pełno jaszczurek i gekonków. Kilka razy nad naszymi głowami
krążyły piękne albatrosy.
Za ten tydzień zakochałam się bez pamięci w tej
wyspie. Jeżeli by ktoś poprosił mnie zrobić ranking najlepszych
rejonów wspinaczkowych, to na dzień dzisiejszy bez wątpienia jest
to Sycylia i kemping El Bahira. Cudowne zdjęcia autorstwa Krystiana
mam nadzieję pomoga choc trochę wchłonąć tego piękna.
To co, kto z nami następnym razem?
Комментариев нет:
Отправить комментарий