воскресенье, 3 сентября 2017 г.

W gorącym słońcu Arco

  Wyjazd do Arco planowaliśmy już od pięciu-sześciu lat. Jednak cały czas były inne priorytety i w końcu w tym roku, dzięki również zaangażowaniu Michała udało się zrealizować tę podróż.
  Nasłuchałam się dużo opowieści od Roberta o tym jak tam jest fajnie. Ale odbierałam to trochę sceptycznie. Myślałam, że moje serce na zawsze należy do El Bahira na Sycylii.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce zaczęłam po woli zmieniać zdanie. Przyczynił się do tego również festiwal muzyki afrykańskiej, który odbywał się obok naszego miejsca zamieszkania w Mandrea. Załapaliśmy sie tylko na samą końcówkę, ale atmosfera była bardzo pozytywna, że ciało samo zaczynało tańczyć. Dobra muzyka, skały, ciepło i ciekawe ludzie dookoła wprawiły mnie w stan lekkiej euforii.
 



Następnego dnia nie mogłam się doczekać wyjazdu w skały. Wybraliśmy rejon Nago, do którego na początku mieliśmy problem trafić. Jednak jak już trafiliśmy, to nie żałowaliśmy wyboru. Piękne widoki i dużo dróg.
Celem było przede wszystkim, żeby dzieciaki się rozwspinały przed zawodami, ale dorośli chyba też dobrze się bawili. Co prawda po przerwie czułam się jak drewno i 6c wydobywała ze mnie jakieś żałosne dźwięki. Na pocieszenie ego, była świadomość tego, że Shauna Coxsey z Leah Crane też się męczyły na 7a w sektorze obok. Choć na pewno nie wydawały tak beznadziejnych dźwięków jak ja. Trzeba mieć pokorę i wiedzieć kiedy możesz wymagać od siebie coś więcej, a kiedy wyluzować. 
 

Wieczorem mieliśmy przyjemną niespodziankę w postaci improwizowanego koncertu. Część artystów z festiwalu została dzień dłużej i razem się bawili, tworząc przy tym cudowną muzykę i atmosferę.

W dzień restu wybraliśmy się na słynne jezioro Garda. Od dwóch dni już podziwialiśmy to źródło ochłody, ale ciągle było nie po drodze. Jest naprawdę ogromne. Robert poprowadził nas na dziką plaże, gdzie można było poskakać ze skał. Nie jestem w tym dobra, ale robię postępy. Prawda dalej trzymam się za nos. Później mieliśmy okazje zobaczyć bardziej ekstremalne skoki. Może kiedyś i ja …
Skały tam są bardzo ostre, więc polecam wchodzić w butach i uważać na kolanka. 



 (wspaniałe foto Wojtka)
 
W czwartek dzieciaki startowali na baldach. Routseterzy się postarali. Problemy były nakręcone z głową. Topy w połowie ściany. Dla najmłodszych przeważały techniczne trawersiki z ciekawym zakończeniem. Tego nieraz brakuje na zawodach balderowych dla dzieci w Polsce. Mam nadzieję, że sytuacja się poprawi i będziemy się uczyć od zagranicznych kolegów. 
Pierwsi nasi podopieczni startowali od 14, a ostatnie kończyły dziewczyny chyba o 19stej. Więc byliśmy tak samo „wymieleni” jak i zawodnicy. Pierwsze 2 godziny w słońcu zrobiły ze mną co należy i głowa pękała. Za to już każdy bald mogłam opisać z zamkniętymi oczami. 
 





Miło było to, że przyjechało dużo zawodników z Polski. Dla rodziców to są nie tylko wydatki finansowe, ale również duży sprawdzian cierpliwości i wyrozumiałości (podczas chwil emocjonalnych rozładowań startujących pociech). Mam nadzieję, że się nie zniechęcą i dalej będą wspierać młode.
  Kolejne dwa dni należały dla trochę starszych wspinaczy. Tutaj rozrzut wiekowy był imponujący - od 16letniej Ashimę po 30letnią Jain Kim. Odpuściliśmy większość startów, żeby nie zamulać w słońcu i pojechaliśmy w skały. Dalej odkrywaliśmy dla siebie sektory rejonu Nago i zdążyliśmy wspiąć się na jedną drogę w sektorze Mandrea obok naszego miejsca zamieszkania. Szkoda, że nie mogliśmy tam zostać dłużej, ewidentnie zaczynałam się rozkręcać. Tak samo i niektóre dzieciaki. Mała Hanka poprowadziła pierwsze drogi w skałach. Ciekawe, czy będzie o tym pamiętać za 10 lat? 
 

Wracając do Pucharu Świata. Obejrzeliśmy półfinały i finały w prowadzeniu. Na żywo to zupełnie inna frajda, niż przez internet. Szkoda, że limit czasu nie dał możliwości ukończyć drogi ani u kobiet ani u facetów. Trudno by było to zrobić w ciągu 6 minut, niektóry ruchy wymagały szybkiej i ryzykownej decyzji. Decydująca i trochę loteryjna była górna sekwencja w przewieszeniu u dziewcząt. Kim Jain zrobiła to po mistrzowsku, znajdując moim zdanie optymalną sekwencje. Szkoda było Alex'a Megos'a. Naprawde pokazał klasę w półfinale, gdzie doszedł najwyżej. Jednak w finale, moim zdaniem, trochę zawiodła go głowa. Miał dużo energii, ale miałam wrażenie, że już zaczął bardzo nerwowo i nie poradził z dynamicznym ruchem. Później po drodze do samochodu spotkaliśmy go wraz z Rustamem Gelmanowym. Był załamany. Powiedzieliśmy kilka dobrych słów, zrobiliśmy wspólną fotkę i mam nadzieję, trochę podnieśliśmy mu nastrój.





Trzeba było się zbierać. Plan był taki, że po zawodach od razu wyjeżdżamy. Było mi smutno, bo naprawdę polubiłam to miejsce. Dzięki temu, że Krystian pożyczył aparat, mogłam zachować odrobinę tej energii w zdjęciach. Jednak trudno mi było się pogodzić, że opuszczam Arco tak szybko. Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę.


 Starty dzieciaków odrobinę się przesunęły, upał był niemiłosierny i ratowały tylko schłodzone w zimnej wodzie ręczniki i koszulki. To była szkoła przetrwania i dla startujących i dla całej reszty obecnych. Organizatorzy ograniczyli ilość dróg do po jednej na czasówki i trudność. Poszło nawet całkiem sprawnie. Dzieciaki dali z siebie wszystko, choć niektórzy były blisko rezygnacji. Jednak każdy dzielnie doczekał się swojej kolejki. Miałam trochę niedosyt, bo w przypadku niektórych naszych podopiecznych, wiedziałam, że stać ich na więcej. Ale jedna droga, jedna próba. Tak jak nasze życie (trochę zawiało patosem.) 

 
Fajnie, kiedy po zawodach nie musisz się zrywać i pędzić gdzieś wiele godzin. Tylko następnego dnia był poniedziałek i trze do pracy. Przed nami była "romantyczna" noc w samochodzie. 

 

четверг, 31 августа 2017 г.

В Арко было жарко :)

Поездку в Арко мы уже планировали лет пять-шесть. Однако были другие приоритеты и никак нам не удавалось осуществить сию идею. Наконец, благодаря нашему приятелю и родителю нашего подопечного Юрка в одном лице — Михалу, давно обещанное путешествие состоялось.
Я уже достаточно наслушалась от Роберта ярких эпитетов по поводу Арко. Только отнеслась к ним с дистанцией. Ну озеро, ну скалы. Моё сердце принадлежало Эль Бахира на Сицилии и я думала, что уже нашла свой райский уголок. Но чем ближе мы были конечного пункта, моё мнение начинало меняться. 

Повлиял на это также факт, что мы попали на последний день фестиваля африканской музыки в Мандреа. Проходил он как раз напротив нашего домика и хозяйка хостела презентовала нам входные билеты. Публика была довольно дружелюбная и красочная, напоминала хиппи. Хорошая музыка, скалы, тёплый вечер погрузили меня в состояние лёгкой радости и эйфории.


На следующий день я не могла дождаться, когда же мы поедем в скалы. Всё-таки это минус в больших группах (а было нас 13 человек, 6 детей и 7 взрослых), что сборы занимают намного больше времени, чем бы хотелось. Вечером предыдущего дня был выбран уже скалолазный район со смешным названием Наго. По началу мы немного поплутали, но когда уже попали в место назначения, то не пожалели. Замечательный район со множеством секторов и разнообразных трасс.


После перерыва в лазании я чувствовала себя как Буратино, двигалась нервно и со страхом. На 6с я издавала какие-то жалкие стоны, что аж самой смешно стало. Эго успокаивало только то, что по соседству на 7а лезла Шона Кокси с Леа Крэйн, хотя таких звуков как я не издавали, но им тоже не особо шло. Ну что ж иногда надо просто иметь смирение и понимать, когда стоит поднажать на себя, а когда прото отпустить и расслабиться.

В день отдыха мы наконец выбрались на озеро Гарда. Два дня подряд нам было как-то не по пути, опять же другие приоритеты. Зато поехали мы не на обычный пляж, а на дикий. Где можно было попрыгать со скалы в воду. Я хоть и совсем зелёная в таких вещах, но набралась смелости. Правда всё никак не решусь нос не зажимать. Позже насмотрелась на более экстремальные прыжки. Может быть когда-нибудь и я смогу…
Кстати скалы там жутко острые, поэтому лучше подлывать к ним в надлежащей обуви.

В четверг ребята стартовали на болдерах. Конснтрукторы трасс постарались на славу и накрутили действительно качественные проблемы. Топы были в середине стены, для младшей категории технические траверсы с интересными выходами. В общем в Польше могли бы и поучиться у них. А то накрутят иной раз так, что боишься, чтобы спортсмен шею не свернул. Мелкие то еще не совсем соображают как падать правильно.


Первые наши подопечные стартанули в 14часов, а последние девочки со средней категории закончили примерно в 19. Так что мы с Робертом были «выжаты» не меньше спортсменов. Первые 2 часа на солнце сделали со мной своё дело и голова раскалывалась на миллион частей. За то всех наших обфотографировала и каждый болдер могла бы описать с закрытыми глазами.

 

На детских стратах встретила также Стаса Кокорина и Машу Красавину. Было приятно, что узнали. Мы познакомились на Всемирных Играх во Вроцлаве. Жаль только не было возможности посмотреть их выступления в скорости.

Следующие два дня принадлежали взрослым спортсменам, которые боролись за кубок мира. Хотя назвать 16летнюю Ашиму Шираиши взрослой трудно.


Наша команда приняла решение пропустить часть выступлений, чтобы дети не перегорели и мы пришли только на полуфиналы и финалы трудности. Свободное время приятно провели в скалах, познавая очередные секторы Наго и пролезли одну трассу возле нашего дома. Жаль, что выезд был такой короткий. Я наконец-то разлазилась и хотелось попробовать более сложные проекты. Кое-кто из ребят тоже начал хорошо раскрываться. 6-летняя Ханя пролезла свои первые трассы с нижней страховкой. Интересно будет ли она об этом помнить лет через 10?

Возвращаясь к этапу Кубка Мира. Всё-таки вживую это смотреть намного интереснее, чем в интернете. Жаль, что ограничение по времени не позволило закончить трассы ни у женщин ни у мужчин. Но это было бы в принципе трудно сделать в течении 6 минут. Некоторые движения требовали быстрого и рискованного решения. Спортсмены не сразу решались и это стоило им и сил и времени. Я думаю, ключевая комбинация у девушек была лотерейная. Однако Джайн Ким свела к минимуму риск и сделала перехват просто потрясающе. Жалко было Алекса Мегоса, который действительно здорово лез в полуфинале. Но видимо парень немного «перегорел» в зоне изоляци. Начал лезть с большой энергией, но нервно. Мы потом, когда шли к машине, встретили его за сценой. Рустам Гельманов поддерживал его. Алекс расстроился очень, ведь знал, что может больше. Мы попытались выразить свою поддержкуи попросили сфотографироваться с нашей «бандой». Надеюсь это немного его отвлекло от грустных мыслей.



Как бы мне этого не хотелось, но надо было собирать вещи. План был такой, что осле стартов сразу берём курс на Вроцлав. Мне было грустно, так как действительно полюбила это место. Не хотелось так быстро расставаться с узкими улочками Арко, скалистыми возвышенностями и прекрасным озером. А какая там вкусная пицца и мороженое! А сколько всего я еще не увидела! Эх! Надеюсь еще приеду сюда и не раз.

Старт соревнований переложили. Жар лился с неба как из ведра. Помогали только смоченые в холодной воде полотенца и рубашки. Это была школа выживания для детей, родителей, тренеров и организаторов. Последние, чтобы уменьшить страдания предыдущим ограничили количество трасс на трудность до одной и на скорость аналогично. Шло все довольно исправно. Ребята выкладывались по полной, хотя некоторые были близко, чтобы махнуть на всё рукой. Выдержали — и это хорошо. Через несколько лет они и не вспомнят как себя чувствовали. Зато могут гордиться, что выступили на соревнованиях такого уровня. От некоторых наших ребят я ожидала большего, так как знаю, на что они способны. Но у них была только одна трасса, одна попытка. Поэтому уж как вышло, так вышло. Будем работать дальше.

Хорошо, когда после таких мероприятий можешь поехать в отель, домой и отдохнуть, вместо того, чтобы киснуть много часов в машине. Только вот на следующий день — понедельник — всем на работу. И мы провели «романтичную» ночь в дороге.

понедельник, 18 мая 2015 г.

Buongiorno, Sicilia!!!

Ciepły łagodny wiatr przewitał nas u trapu samolotu. 20 kwietnia przenieśliśmy się do świata pełnego słońca i beztroski. Już wcześniej zarezerwowany przez Michała samochód czekał obok na parkingu. Tak się zaczęła nasza mała włoska wspinaczkowa przygoda. Buongiorno, Sicilia!!!

El Bahira - to raj dla leniwych wspinaczy. Piękny i długi skalny masyw częściowo przechodzi przez kamping, więc „na stronę” można było biegać do domku. Kilometry dróg. Od obitych 2c (dla początkujących z „dołem”) do 8b (jest jeszcze para trudniejszych projektów). Od 8 metrów do 30. Są też 400 metrowe wielowyciągówki i to wszystko z widokiem na morze śródziemne. Oprócz tego są na terenie basen i wiele przytulnych zakamarków. Można znaleźć na przykład cudowny tarasik dla zmęczonych wspinaczy z leżakami i poduszkami, wszędzie są specjalne miejsca dla grilla, mały ogrodzik z ziołami przy ogólnodostępnej kuchni, punkt z binoklem, staw z żółwiem, deptak z cudownymi roślinami, urocze ławeczki z europalet i nawet oświetlony kawałek skały, dla chętnych powspinać się wieczorem.


Dojechaliśmy do kempingu około 17stej, ale zdążyliśmy się przejść pod skałę i nabrać ochoty do wspinania następnego dnia.
 

 Mój poranek zaczął się od jogi i przywitania słońca w magicznej scenerii z widokiem na morze. Później naładowana energią próbowałam przyspieszyć wyjście w skały.

W pierwszą drogę nie trafiłam. Wybrałam polecana przez przewodnik 6c, ale na rozgrzewkę była zbyt siłowa. 7A obok niej okazała się łatwiejsza i z bardzo ciekawym boulderkiem na końcu. Drogi obite dosyć często,prawda na niektórych drogach są to podejrzanie cieńkie druciki. 



Później poszliśmy na 7b+, która w drugiej próbie puściła. Roberta tej drodze czekała niespodzianka w postaci przestraszonego nietoperza, który wyślizgnął się z małej dziurki na faker. Nikt przy tym nie ucierpiał, ale Robert dziwnie zaczął chować się od słońca i wisieć do góry nogami.


Bliżej obiadu słońce zawładnęło całym sektorem, więc chętnie poszliśmy na przerwę i na leżaczki przy basenie. Do około godziny siedemnastej łapaliśmy opaleniznę, a część naszej grupy polowała na widoczki z aparatem fotograficznym. Akurat tego tam nie brakuje. Popołudniowy wspin trwał mniej więcej 3 godziny, a później wiadomo kolacja i wieczorne rozmowy. Od nadmiaru emocji mnie wyłączało już o godzinie 22iej, więc dużo mądrych spostrzeżeń mnie ominęło, ale przynajmniej się wyspałam.


Tak spędziliśmy prawie wszystkie dni, z małymi poprawkami i powiem wam, że nie zdążyłam się znudzić takim harmonogramem.
Udało mi się rozpatentować fajną 8a+/b dreamworld, ale nie zdąrzyłam się zregenerować, żeby pocisnąć bez bloków. Zostanie do następnego razu. Tak samo jak i przepiękna 7c+ red alert, w którą wstawiliśmy się ostatniego dnia ( już po dwóch dniach wspinu).

W nasz jedyny dzień restowy wybraliśmy się do Palermo. Trochę pomarudziłam, bo chciałam pomalować w plenerze, ale w końcu poddałam się decyzji większości i pojechaliśmy do stolicy Sycylii.

Jazda po Palermo samochodem, to olbrzymie źródło adrenaliny i emocji. Tym bardziej wynajętym nieubezpieczonym autem. Zamiast kierunkowskazów włosi używają klaksonów, motocykli i skutery wciskają się wszędzie i bez uprzedzenia zmieniają decyzje, objeżdżając auta na wszelkie sposoby. 95% samochodów posiadają oznaki stłuczek. Krystian z Michałem wykazali się niezłą cierpliwością i profesjonalizmem na tej wycieczce.


Miasto jest ciekawe. Dużo jest zabytków, ze względu na bogatą historię style architektoniczne są pomieszane. Od antycznych do arabskich. Przeszliśmy się przez centrum do portu, pooglądaliśmy jakieś średniowieczne ruiny i ruszyliśmy z powrotem. Oczywiście trochę zabłądziliśmy, ale to najlepszy sposób poznać miasto. Trafiliśmy na ulice zakładów rowerowych, która płynnie zamieniła się w meblową i wyszliśmy na targ. Nakupiliśmy miejscowych delikatesów i w końcu znaleźliśmy nasz cały i nie porysowany samochód.

Jeszcze kilka słów o przyrodzie Sycylii. Mimo gorącego klimatu i ogromnej ilości kujących roślin, jest tutaj dużo przepięknych krzaków i kwiatów. Spełniło się moje dziecinne marzenie zobaczyć drzewo Banian. Na morzem między skał roiło się od małych krabików, no i oczywiście wszędzie jest pełno jaszczurek i gekonków. Kilka razy nad naszymi głowami krążyły piękne albatrosy. 


Za ten tydzień zakochałam się bez pamięci w tej wyspie. Jeżeli by ktoś poprosił mnie zrobić ranking najlepszych rejonów wspinaczkowych, to na dzień dzisiejszy bez wątpienia jest to Sycylia i kemping El Bahira. Cudowne zdjęcia autorstwa Krystiana mam nadzieję pomoga choc trochę wchłonąć tego piękna.

To co, kto z nami następnym razem?